Content on this page requires a newer version of Adobe Flash Player.

Get Adobe Flash player

Strona główna Artykuły lista artykułów Energia wodna - Elektrownie wodne czeka wprowadzenie nowych rozwiązań technologicznych
Energia wodna - Elektrownie wodne czeka wprowadzenie nowych rozwiązań technologicznych Poleć ten artykuł znajomemu...
Piątek, 05 Marzec 2010 12:57
wodaW Polsce nie przybywa małych elektrowni wodnych w takim tempie jak wiatrowych. W ciągu roku powstało kilkanaście obiektów, co w stosunku do działających około 600 hydroelektrowni daje przyrost kilkuprocentowy.


Kuba Puchowski, prezes Towarzystwa Rozwoju Małych Elektrowni Wodnych (TRMEW), nie upatruje jednak w tym powodów do niepokoju. Uważa, że kryzys nie wyhamował, a wręcz przeciwnie zintensyfikował działania przedsiębiorców z branży hydroenergetycznej.
Inwestycje na lata

Elektrownie wodne to inwestycje zarówno kapitałochłonne, jak i długofalowe. Średni czas zwrotu inwestycji waha się od 8 do 10 lat, w skrajnych przypadkach może nawet wynieść 15.

– Czas życia wiatraka wynosi 20 lat, w przypadku biogazowni jest jeszcze krótszy. A w mojej elektrowni cały czas działa turbina z 1901 roku – mówi Kuba Puchowski.

Wiele istniejących obiektów powstało właśnie na bazie dawnych małych siłowni wodnych. Andrzej Dutkiewicz, prowadzący elektrownię o mocy 28 kW w Strachocinie na zachodnim Pomorzu, posiada mapy z końca XIX w., z których wynika, że już wtedy w tym miejscu wykorzystywano energię wody. Jednakże w najbliższym czasie wszystko ma się zmienić.

– Środowisko hydroenergetyków jest konserwatywne i wydawało nam się, że nic już nie da się wymyślić – mówi Kuba Puchowski.

W ubiegłym roku w Europie pojawiły się turbiny niskospadowe, tzn. takie, które doskonale można wykorzystać właśnie w warunkach polskich.

– Już na etapie projektowania elektrowni wodnej można ocenić, jaki wpływ może taka turbina wywrzeć w przyszłości na krajobraz, migrację ryb itp. – wymienia zalety takiego rozwiązania Kuba Puchowski.

Nowości spotkały się z pozytywnym odzewem branży i obecnie czeka nas rewolucja w budowie spiętrzeń, jazów i elektrowni. Nowe technologie mają łączyć się też z ożywioną kampanią edukacyjną. O dziwo, jest ona w najmniejszym stopniu skierowana do przyszłych inwestorów. Pokazanie alternatywnych rozwiązań ma zainspirować m.in. ekologów, ale też wszystkich, którym zależy na większym wykorzystaniu odnawialnych źródeł energii.

Przełamany monopol

Po stronie zysków należy zapisać fakt, że przełamano dotychczasowy monopol. Elektrownie wodne i inne siłownie tzw. czarną energię mogą zbywać nie tylko lokalnemu zakładowi energetycznemu, ale także innym spółkom zajmującym się jej przesyłem. Takie rozwiązanie na pewno może być korzystne dla dużych firm. Obecnie mogą same wybierać, od kogo chcą kupić energię, a przy okazji negocjować stawki. Władysław Malicki, posiadający hydroelektrownię o mocy 65 kW w Kaliszu i 120 kW w Namyślinie, mówi, że zyskuje dzięki temu ceny wyższe o kilka procent.

Nowe uwarunkowania nie są odczuwalne natomiast dla Andrzeja Dutkiewicza, prowadzącego obiekt o mocy 28 kW z bratem Michałem w Strachocinie na zachodnim Pomorzu. Przede wszystkim na jego terenie nie działa żadne inne przedsiębiorstwo, które kupiłoby od niego prąd. Ale wieloletnia współpraca z miejscowym zakładem energetycznym daje wiele korzyści.

– Jest to wiarygodny kontrahent, w pełni wypłacalny i wszystkie zobowiązania reguluje w terminie – mówi Andrzej Dutkiewicz.

Trudności z pozwoleniem

Od lat hydroenergetycy narzekają na powolny proces uzyskiwania zgody na budowę nowych elektrowni wodnych. Członkowie TRMEW narzekają m.in. na skomplikowane procedury związane z uzyskaniem pozwolenia na rozpoczęcie inwestycji i dowolność ich interpretacji, złe zarządzanie majątkiem będącym w gestii państwa, niejasne zasady dzierżawy stopni wodnych.

– Samo uzyskanie akceptacji trwa nieraz kilka razy dłużej niż sam proces inwestycyjny. W tym czasie pierwsze uzyskane dokumenty, np. pozwolenie wodnoprawne – tracą swoją ważność i wszystko zaczyna się od początku – mówi Kuba Puchowski.

Od kilkudziesięciu lat nie przeprowadzono inwentaryzacji obiektów wodnych do wykorzystania. Oznacza to, że nie wiadomo tak naprawdę, kto jest ich faktycznym właścicielem.

Władysław Malicki sam doświadczył, jak można szybko wpaść ze stanu zadowolenia w przygnębienie. Zgodę na rozpoczęcie inwestycji wyraził konserwator zabytków. Niestety po kilku miesiącach wycofał się ze swych wcześniejszych ustaleń.

– Straciłem niepotrzebnie mnóstwo czasu i pieniędzy – mówi Władysław Malicki.

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna